DZIEŃ TRZECI 25.07.2005 Wstaje wypoczęty i wyspany o godz. 10-00 rano. Otwieram drzwiczki z namiotu a tu przed wejściem karteczka z napisem prosim Zaplati se w recepti. Ok. no dobra ale teraz ile. Nie zastanawiając się nad tym wychodzę ze stanu rozglądam się jak naprawdę wygląda miejsce w którym nocowałem ? Jakieś 100 metrów przed moim namiotem jest kawałek lasu a za lasem jezioro. Po prawej stronie mam sąsiadów gotujących obiad a po lewej wisi sznurek z praniem.Tak po krotce wyglądało moje miejsce hotelowe. Zwijam bagaże. Idę do toalety biorę zimny prysznic wskakuje w świeże ubrania i znowu wyglądam jak kolaż ze wsi. Teraz mam czas żeby kupić sobie coś do zjedzenia oczywiście takie żarcie jak dotychczas makaron itd. udaje się do kuchni i szykuje posiłek. Po śniadanku trochę po świńsku nie płacąc za nocleg wyjeżdżam bocznymi ścieżkami. Obok jeziora prowadziła niezła dróżka tzw. Droga ewakuacyjna udało się wyjechać nie płacąc za nocleg .. Godzina 11-30 Jestem już na drodze załączam wesołe granie i wyruszam w drogę. Jak na dobry początek zjeżdżam z górki ok. 2 km do miasta. Wielkie rondo i wielka fontanna nic więcej zwyczajne miasto. Jadę w kierunku Uhersky Brod . Wioska za wioską małe pagórki stawy tysiące aut ruchliwa droga sporo turystów na rowerach i nic poza tym. Pogoda dopisuje teren w miarę łagodny do tej pory nie było żadnych większych podjazdów I tak docieram do miejscowości Uhersky Brod a później Ostrożska nova wes . Tam sobie robię odpoczynek upał zaczyna dawać się coraz bardziej w znaki. Pali na całego smaruje się olejkiem do opalania wypijam energetycznego drinka i jadę dalej. Jadę już trzeci dzień dokucza mi bycie samotności. Godz. 20-00 ••••miejscowość Breclav. Robi się późno wiec postanawiam jak najszybciej zrobić jakieś zakupy i udać się w poszukiwaniu przejścia granicznego. Jestem bardzo zadowolony tym ze dzisiaj , za jakieś parę kilometrów opuszczę ten dziwaczny kraj. Jestem jakieś 3 km od przejścia granicznego. Robię zakupy ! pamiętam kupiłem sobie 5 batoników jakieś czekolady chleb wodę kiełbaski zupy makaron jabłka i marchewki . Godz. 20-30 przejście graniczne Breclav – Postorna / Reinthal . Na granicy zaczepiam jakiegoś dziwacznego człowieczka czemu dziwacznego , bo wyglądał jak czarny lajermon . Zapytałem go po polsku która jest godz. a on odpowiada nifersztyjn pane hawranek ! Zamieniłem z nim parę słów po niemiecku poczym zrobił mi zdjęcie i ruszyłem na przejście po pieczątkę. Na granicy pytałem czy jest w pobliżu jakieś miejsce gdzie można by rozbić namiot! Po krótkim namyśle celnik odpowiada mi ! Za jakieś 23 km jest stacja benzynowa i tam mam zapytać. Robiło się coraz ciemniej musiałem walczyć z czasem. Po przejechaniu kilku set metrów zrobiłem parę zdjęć. Założyłem lampy i ostro popedałowałem przed siebie! wjeżdżam do jakiejś wioski zaraz za granicą . Tam mi się bardzo spodobało od razu zauważyłem różnice, co do Czech. Czyste ulice cichutko jak makiem zasiał . Małe kolorowe przydrożne domki , parki i nieźle oświetlone ulice. Gdzieś w dali widać jakieś kręcące się czerwone światełka. Co się okazało na drugi dzień / to były potężne wiatraki?. Nie czas na zwiedzanie miasta nocą! Ostro pedałuje żeby jak najszybciej dojechać do większego miasta. Jest ciemno i zimno. Godz. 21-50 ••miejscowości Wilfersdorf. Tu się zatrzymałem na odpoczynek dojechałem do celu st. benzynowa . Wchodzę do środka rozglądam się! Zaskakują mnie ceny Mówię, ale tu kur…drogo. Idę do barku i zamawiam piwo byłem bardzo zaskoczony ceną piwka. Siadam wyczerpany na skórzanym foteliku poczym podchodzi do mnie jakiś gość i się mnie pytam czy mówię po polsku? Mówię mu ze jestem Polakiem i chce gdzieś przenocować. Gość chciał mi jak najbardziej pomóc./ Tylko o tej godzinie to raczej nic nie znajdę. Podziwiał mnie ze przyjechałem aż taki kawał drogi … Raczej w tym mieście noclegu nie znajdę Jestem skazany na siebie mam szukać Gaste zimmer. Najbliższy Kamping w Wiedniu ! pomyślałem sobie chłopie gdzie tam Wiedeń… wypijam piwo i pytam w kasie ale nie mogli mi pomóc wiec wychodzę. Rozglądam się dookoła i myślę , a może by tu gdzieś się rozbić ! stacja odpada za duży ruch i głośno tutaj .Nic tu po mnie ! Ciemno jak w du….e ! Jadę przed siebie w końcu gdzieś dojadę a może i nie! Samochody trąbią a ja jak oświetlona choinka jadę ruchliwą drogą nr 7 w stronę Wiednia . Po przejechaniu paru kilometrów od stacji zbaczam z drogi i pędzę gdzieś w pole. Jak się rano okazało to były wielkie pola słonecznikowe. Po krótkim czasie dociera do mnie myśl dalej nie dam rady. Kropi deszcz jestem mokry śmierdzący i głodny. Idę obok roweru, po czym zaraz stawiam go pod pierwszym lepszym drzewem! Trzymając latarkę w ręku ściągam cały bagaż. W kroplach deszczu szybko stawiam mój zielony hotel. Jestem bardzo ucieszony tym, iż siedzę w namiocie jem suchy chleb z marchewką i popijam zimną wodą .Ubrany w jak Eskimos kładę się spać. Dzisiejszy dystans to 120km.
Darek (22:15)